Wczoraj Berga zafundowała nam "poranną jazdę" co się zowie. O 6,30 usłyszeliśmy niesamowity skowyt, wycie na przemian z ujadaniem. Żona wypadła w szlafroku na podwórko, ja za nią... Okazało się, że Berga uwięzła pod tarasem i nie mogła wyjść. PO "podkopaniu szpadelkiem udało jej się wycofać. Okazało się, że "mądra inaczej" wlazła pod taras za kocicą. Tyle tylko, że wlazła pod bocznymi schodkami. Ponieważ w tym samym czasie Krzysiek wyjeżdżał do pracy i dwie "ciotki" pobiegły do furtki go pożegnać, Berga postanowiła dołączyć do reszty... tyle, że najkrótszą drogą i w miejscu, w którym mieściła się jako kilkumiesięczny szczeniak... Dopiero o pewnym czasie zorientowała się, że "nie tędy droga" i powędrowała tamtędy, którędy wlazła... Z tej historii dwa wnioski:
PO pierwsze: belg to nie kot i nie każda kocia dziura musi być równie dobrą dla belga.
PO drugie: nie zawsze najkrótsza droga jest najlepsza...
Dobrze się skończyło, ale nerwów i stracha którego się najedliśmy wystarczy nam na... najbliższy miesiąc
Swoją drogą ciekawe co powiedzą sąsiedzi w naszej wsi i w kilku okolicznych...

A może już jest jakiś donosik na nas, że znęcamy się nad zwierzyną

_________________
Pozdrawiamy:
Boztom i Banki
---------------------------------------------------------
Siostry B. zapraszają